wtorek, 13 grudnia 2016

Wielkie szczęście

Kiedyś słyszałam takie coś: jeśli się zastanawiasz, dlaczego ciągle nie masz szczęścia to dlatego, że jest ono po prostu bardzo duże i dlatego idzie małymi kroczkami.

Oczywiście nie wierzę w taką definicję szczęścia. Wierzę natomiast, że ono jest zawsze, ale trzeba umieć je znaleźć, docenić...skupić się na nim. Niemniej czasem w życiu układa się trochę niefajnie i jest ciężko...

Jestem młodą osobą i pewnie, jak każdy w moim wieku, przeżyłam wielki kryzys po skończeniu studiów. Moi znajomi się żenili, rodzili dzieci, szli na doktoraty albo przenosili się do jakiegoś nowego super miejsca i tam znajdywali pracę. A ja? Szukałam jej bardzo nieefektywnie przez ponad rok. Nie mam zadatków na ślub a tym bardziej dziecko (to akurat nie jest takie złe, dzieci mnie przerażają), ale nie miałam też odwagi, żeby coś ze sobą zrobić ani nawet pomysłu na to coś. Raczej już wcześniej miałam zadatki na psychiczne powikłania, ale ta sytuacja definitywnie skreśliła mnie z grona ludzi psychicznie zdrowych i wylądowałam u psychologa, potem u psychiatry. Dzięki Bogu, nie poddałam się. Spełniłam moje jedno, największe marzenie - adoptowałam moją Fru. Potem znalazłam staż, pracę a potem dostałam się na doktorat. A to wszystko, ale to wszystko!!!, dzięki ludziom, jakich spotkałam. Oni pomogli mi i bez nich ciągle byłabym w tym głębokim dołku...
Obcy, przypadkowi ludzie dali mi szansę i uwierzyli we mnie. I chociaż ciągle mam gorsze dni i gorsze nastroje, czasem pierdoły potrafią mnie rozwalić na dłuższy czas i zawsze przypłacam to zdrowiem, to jednak wciąż dociera do mnie, jak nieprawdopodobną szczęściarą jestem.

Chciałabym wyrazić niesamowitą wdzięczność ludziom, którzy:
1. Wierzą w ludzi, w których nikt nie wierzy a zwłaszcza w takich, którzy sami w siebie nie wierzą. Nikt tak nie potrzebuje tej wiary, naprawdę. Myślę, że gdyby Pani E. i mój Promotor nie powtórzyli mi tak ze sto razy (i to z przekonaniem), że jestem mądra i że dam sobie radę (i to na różnych etapach), to ja bym jej sobie nie dała. A tak - jakoś powolutku... idę do przodu.
2. Sprawiają, że rzeczy dotąd trudne, straszne albo wręcz niemożliwe i traumatyczne stają się czymś zwykłym, przyjemnym, dającym wiarę, siłę a nawet pewność siebie. Publiczne wystąpienia mnie przerażają. I nawet w sytuacjach, kiedy wydaje mi się, że nie ma co mnie przerażać i wszystko dopięłam na ostatni guzik, mój organizm się ze mną nie zgadza i zaczyna fikać. Najzwyklejsza prezentacja zamienia się w coś, co mi potrafi przez tydzień zatruwać brzuch, powodować migrenę i w ogóle odbiera chęć do życia. Ale jakimś cudem Pani E. sprawiła, że ...już wiem, jak zrobić z tego swoją mocną stronę. Już się nie boję, przynajmniej do następnej prezentacji :)
3. Wskazują drogę zagubionym. Naprawdę ciężko się odnaleźć w życiu, w nowej pracy, w nowym miejscu, na nowych studiach czy wśród nowych ludzi. I czasem, pomimo tego, że przecież jest się dorosłym człowiekiem z głową niby na karku, to naprawdę potrzeba kogoś kto powie "zrób to". I to w dodatku powie to dosadnie, powtórzy wiele razy i będzie nieustępliwy w tym swoim gadaniu.
4. Są szczerzy. Nie ma chyba cenniejszej cechy w człowieku niż szczerość. Spotykanie ludzi, którzy szczerze mówią, co ich denerwuje albo co im się podoba to wielka rzecz. Bez żadnych podchodów, machlojek i innych dziwnych zabiegów, że niby tak a nie. Prosto z mostu, raz dwa, bez ogródek i zbędnych ceregieli, kawa na ławę i już. Jak to mówią na kwejkach, lepiej głośno przeklinać, niż być małym, cichym skurwysynem :D



niedziela, 4 grudnia 2016

Ciężkie czasy

Ostatnio naprawdę nie mam czasu. Odkąd zaczęłam doktorat a jednocześnie normalnie pracuję, Fru jest u rodziców. Ja w domu bywam tylko po to, żeby się przespać (bo raczej nie wyspać). Nie ma słów, jakimi mogę wyrazić tęsknotę za naszą codziennością. Dom znowu jest tylko budynkiem, kilkoma ścianami i meblami, ale na pewno nie domem. Fru chyba nie najgorzej znosi to chwilowe rozstanie w naszym życiu, rodzice bardzo o nią dbają. Zwykle gdy po weekendzie wracam do Wrocławia to ona już nie schodzi na dół, na wypadek żebym przypadkiem jej nie zabrała ze sobą. Takie przynajmniej mam wrażenie...
Za to weekendy mamy bardzo uczuciowe, Fru nie odstępuje mnie na krok (oprócz momentu mojego wyjazdu) i nawet śpi ze mną tak długo, aż ja wstanę (zwykle nie mogła rano już wytrzymać i wstawała wcześniej). Jeszcze trochę... niedługo będziemy mieszkać bliżej terenów zielonych a ja, mam nadzieję, ustabilizuję swoją sytuację zawodową tak, żeby mieć jakieś życie poza pracą. Chociaż tato się odgraża, że już mi jej nie odda :) A na razie kilka naszych weekendowych wspomnień.


Btw, czy chwaliłam się już, że Fru ABSOLUTNIE nauczyła się już chodzenia przy nodze? Następnym razem nakręcę filmik, żebyście na własne oczy zobaczyli i uwierzyli, jak z niej grzeczna mądralinka :D

poniedziałek, 26 września 2016

Wspomnienie

   Dawno nas tu nie było... niestety nie udało się odchować Ptaszyska. Umarł nagle, któregoś dnia. Zdążyłam wrócić z pracy i było już po Ptaszysku. Trochę zaskakujące, jak bardzo jego śmierć naruszyła moją psychikę. Przywiązałam się do niego i potem brak jego ćwierkania odbijał się głuchym echem po moich czterech ścianach....ale już nie ma o czym mówić. To już "dawne dzieje".
   W międzyczasie zaliczyłam Rumunię w ramach urlopu...to jest z kolei zbyt świeża sprawa, by móc wystosować jakiś sensowny wpis na ten temat. Mam sporo mieszanych uczuć, chociaż bardziej odnośnie wycieczki niż samej Rumunii.

   Fru była na urlopie u rodziców, nie chciała ze mną wracać do Wrocławia...ja zresztą też nie chciałam, wcale się jej nie dziwię. No ale wróciłyśmy i pora wracać do pracy.

A poniżej fruziowe wspomnienie jej wakacji :)




poniedziałek, 4 lipca 2016

A Ptaszysko ma się nieźle...

Pies, który potrafi się zająć sam sobą jest na miarę złota :D

https://www.youtube.com/watch?v=6DBhALUa5s0

A tu filmik z Ptaszyskiem :) Nie dał mi się wyspać w weekend, jak tylko mnie zobaczy to robi raban i strasznie sępi jedzenie. Sam wchodzi na rękę i daje się głaskać pod dziobem. To tyle w kwestii "nie będę go zbytnio oswajać" ;]

https://www.youtube.com/watch?v=fcJVc9sP8HY

Btw, wiecie, że po angielsku jerzyk zwyczajny to common swift? Jak tak patrzę na latające jerzyki to nazwa całkiem adekwatna :)

czwartek, 30 czerwca 2016

Zawsze coś.

   Pranie zrobione, poskładane... w sam raz dla Fruzi. Fruzi - Łobuzi. W końcu pościel. Pościel jest do spania, c'nie?


    A ptaszysko ma się dobrze. Kupiłam mu robale, ale woli mięcho. Raczej dobrze mu to robi, więc nie walczę z tym. Z racji na straszne upały (na zmianę ze strasznym deszczem) przeniosłam ptaszysko do domu. Moje mieszkanie wypełniło się delikatnym kwileniem. Miejmy nadzieję, że uda się go odchować!




wtorek, 28 czerwca 2016

Ptaszysko

   Wczoraj wróciłyśmy z Fruzią do mieszkania po kilku dniach pobytu u rodziców. Jak to zwykle po kilkudniowej nieobecności balkon był zasyfiony przez gołębie (dziady sobie zaczęły znosić gałązki!). Więc wzięłam się za skrobanie i zamiatanie i nagle w kąciku coś się poruszyło - jakiś pisklak!
    Po dłuższych oględzinach stwierdzam, że pisklak jest przedstawicielem jerzyków. Sprawdziłam jego skrzydełka i nóżki, wydaje się być cały ale bardzo osłabiony i jeszcze niezdolny do lotu z powodu zbyt krótkich piór. Zrobiłam mu z pudełka i sianka bezpieczne schronienie. Wcisnęłam mu do dzioba trochę fruziowej konserwy (Animonda koktajl mięsny) - nie więcej niż czubeczek od łyżeczki i kilka kropel wody. Nie liczyłam na zbyt wiele, kiedy dziś rano zaglądałam do pudełka. A jednak! Ptaszysko przeżyło noc, zrobiło się ruchliwsze i nawet nakupczyło! Dzisiaj cały dzień co kilka godzin dostaje coraz więcej fruziowej konserwy, otwiera już paszczę do karmienia sam, jak tylko zbliżam rękę! Zaczął delikatnie świergolić i jest w stanie sam ustać na nogach.
   Nie chcę myśleć, że uda się go odratować - w życiu miałam już kontakt z pierdylionem piskląt (a także myszek, jaszczurek i kreta!) przyniesionych przez kota, znalezionych po burzy pod drzewem itd i z tego wszystkiego może kilka udało się wypuścić na wolność. Ale faktem jest, że ptaszysko wygląda lepiej niż wczoraj. Zobaczymy :)



wtorek, 21 czerwca 2016

Piknik Na Czterech Łapach

   W tym roku zaliczyłyśmy z Fruzią Piknik Na Czterech Łapach! Ideą Pikniku było propagowanie aktywnego stylu życia z psiakiem oraz adoptowanie bezdomnych piesków. Tu dwie oficjalne strony:

http://pikniknaczterechlapach.blogspot.com/
https://www.facebook.com/piknikpsa/ 

    Fruzia się wybawiła, była bardzo grzeczna - trzymała się mnie i przychodziła na zawołanie :) Była naprawdę zachwycona taką ilością psów do zabawy... oprócz owczarków niemieckich i szwajcarskich. Bycze pit bulle - spoko, ogromny rottweiler - nie ma sprawy, ale szczeniak owczarka - trzeba uciekać z piskiem... Może jakiś uraz z dzieciństwa ?

A tu kilka zdjęć Fruzi z pikniku:
Fru na pikniku :)
Fru z bliska
Fru z kumplem :P

poniedziałek, 30 maja 2016

Balkonowe znajomości

Widzicie kotka? :)
Fru uwielbia spędzać czas na balkonie. Lubi się wylegiwać w plamach słońca, prowadzi też "monitoring osiedlowy". Ostatnio nawiązała znajomość z kotem sąsiadów. Póki co wygląda, że rozumieją się bez słów :)

wtorek, 10 maja 2016

Półtora roku.

   Z tyłu mojej głowy już od jakiegoś czasu tkwi pewna sprawa, która nie daje mi spokoju. Otóż półtora roku temu natrafiłam na coś, co wydawało mi się głupie, ale okazało się, że działa. Ale zacznę od początku....

   Po skończeniu studiów dorwała mnie całkiem spora chandra, która przekształciła się w konkretną depresję. Nie chodziło o skończeniu studiów, bo oczywiście to było niezwykle przeze mnie wyczekiwane i kosztowało mnie wiele trudu - napisanie magisterki chociażby. Kto mnie zna, ten wie, że moja magisterka do łatwych nie należała - mający-wszystko-w-dupie promotor, złośliwy doktorant i kompletny brak motywacji. Ale do rzeczy - koniec studiów okazał się brutalny nie tylko dlatego, że nie przyniósł żadnej satysfakcji (nastrój jest niezależny od tego, czy masz mgr przed nazwiskiem, czy nie), ale też dlatego, że postawił mnie przed wieloma wyborami i sytuacjami, na które nie byłam gotowa, jak np. znalezienie pracy. Było naprawdę ciężko. Zupełnie nie potrafiłam się w tym odnaleźć. A pragnę zaznaczyć, że to nie był mój jedyny poważny problem.
Każdego dnia patrząc w lustro widziałam marną osobę, która wciąż jest na garnuszku rodziców i nie potrafi sobie znaleźć pracy. 25 lat na karku i trociny w głowie. Nawet nie potrafię opisać tego, jak bardzo czułam się pasożytem i wyrzutkiem społeczeństwa. A niezależność i samodzielność była moim największym marzeniem, odkąd pamiętam. Moi znajomi zaczęli robić doktoraty albo pojechali na zagraniczne staże. Inni pobrali śluby, porodzili dzieci, pokupowali mieszkania lub przynajmniej powyjeżdżali w swoją "podróż życia". Presja społeczna ..to suka, uwierzcie mi.
   Moja przyjaciółka Mrauta, w ramach oderwania mnie od mojej szarej codzienności, zaprosiła mnie do Luksemburga, gdzie mieszkała już od jakiegoś czasu. Tam, razem ze swoją mamą, pracowały nad moją okaleczoną samooceną - czy to odnośnie wyglądu, czy intelektu. Każdego dnia przemycały jakieś nauki, sposoby radzenia sobie i metody ogarniania życia - mniej lub bardziej trafne. Pod koniec wyjazdu pokazały mi film "Sekret" a także - zmusiły do przeczytania książki.

   Ja jestem naiwna, wierzę w potwory spod łóżka, magię i prawdziwą miłość. O moich dziwactwach napiszę może jednak innym razem. Lecz nawet moja naiwna podświadomość buntowała się. Film "Sekret" jest zrobiony w niezwykle irytujący sposób, ludzie tam gadają, jakby się czegoś nawąchali a główny przekaz wydaje się być z d... wzięty. Swoją podniosłą formą film mnie odrzucił. Ale Mrauta powiedziała "co Ci szkodzi? spróbuj!" no i sama zaczęła próbować. Dla jasności - chociaż nie chcę tu spoilować, film ten dotyczy "prawa przyciągania" a główną jego ideą i proponowanym praktycznym zastosowaniem było wykonanie "tablicy wizualizacji", do czego zostałam zmuszona przez Mrautę. No więc na kartce z papeterii z motywami Disneya (lubimy te klimaty, o tym też napiszę innym razem) wypisałam kilka propozycji pt. "czego chcę" i nawet opatrzyłam małymi ilustracjami. Kartkę tę, raczej ze względów sentymentalnych, zachowałam i z racji bałaganu na stole - dość często miałam w rękach... A teraz, półtora roku później, nie mogę się nadziwić. Przypomina mi się cytat z "Alchemika" Paulo Coelho (chociaż o ile dobrze pamiętam - pojawia się on też w innych jego książkach): "Kiedy się cze­goś prag­nie, wte­dy cały wszechświat sprzy­sięga się, byśmy mog­li spełnić nasze marze­nie". I mnie oświeciło - czy to nie jest przypadkiem trochę mniej "amerikancka" wersja prawa przyciągania? Zaproponowana w sposób bardziej przyziemny i prosty, opierający się na wierze i pokorze? Tak czy siak jeszcze raz spojrzałam na moją "tablicę wizualizacji" i krótkie podsumowanie otwiera mi oczy ze zdziwienia. Mam Fruzię :) Mam super pracę, w której czuję się dobrze i swobodnie. Wkraczam na drogę niezależności. Biegam. Nie mam jeszcze szczupłej i sportowej sylwetki, ale...heloł! Jestem astmatykiem i leniuszkiem a biegam! Nie wiem, czy można określić mnie mianem osoby przebojowej, ale sobie radzę! Poznaję ludzi, korzystam z nadarzających się możliwości i jestem o wiele dalej w moim życiu, niż kiedykolwiek byłam....
   To nie tak, że wszystko się już spełniło...oj nie. Ale przecież na wszystko jest pora...u mnie zaczęło się dosyć szybko a po półtora roku zmieniło się wszystko, każdy aspekt życia przynajmniej trochę. Tego się nie zauważa, dopóki coś nam nie przypomni, gdzie byliśmy wtedy...te półtora roku temu. A co to jest to półtora roku? ;)


Post bez Fruzi, to nie post :P Także tego.



piątek, 29 kwietnia 2016

Fruzia blogeruje.

   Tą razą samiuśka wrzucę pocykane fotki bo Pańcia jakaś zapracowana i umęczona, dużo stęka. Chciałam dziś nawet podać pomocną łapę i poukładać na książkomeblu, ale chyba nie wyszło, bo Pańcia mówi, że jej "odbindowałam notatki" i mi potem złowrogo wzdychała.
   Ale ale! Mój funclub czeka! Oto moja fotorelacja z wczorajszego przechadzkowania.
Ulubiona ma zabawa spacerowa - ciąganie smyczki. +5 do zajebistości, dużo szeptów o uroczym psie plus bonus do denerwowania Pańci (ciiii!). 







A tu biegusiam "jak obłąkana", cokolwiek to znaczy. Po mojemu - kręcę kółka, łapię wiatr, ścigam muchy. Fruzia vel Szara Smuga (+10 do superbohaterowania).



A tu wyszłam jak modelka. Prosiakowy ogonek, klapnięty uchol i ozorek na wierzchu....i to magnetyzujące spojrzenie <3



   A jeszcze na koniec, korzystając z okazji, chciałam pozdrowić moich psijaciół - ekipę z 5tego piętra - Tofika, Julka i Lenkę oraz super psiomalkę Marry z bloku obok. Łapa! 

Fruzia

poniedziałek, 28 marca 2016

Wiosna!

   Sezon wiosna/ lato 2016 czas zacząć! Fru w wiosennej odsłonie prezentuje się niezwykle szczupło i zgrabnie, ale też jakoś blado :D A zgadnijcie kto strzygł! Chyba sobie dopiszę tę umiejętność do CV :)



piątek, 18 marca 2016

O Fruzi, która jeździła koleją

   Wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę do Krakowa :) Fru musi być spokrewniona z psem Lampo, który jeździł koleją :) W pociągu czuła się dobrze i zachowywała bardzo grzecznie (oj tam niewpuszczony konduktor do przedziału...to nic takiego). Zebrała dużo głasków, cmokań i komplemencików. Zdecydowanie cień Fru powiększył się kilka razy :P A po powrocie - miska do dna i w kimę!




czwartek, 17 marca 2016

Nowa zabawka

   Po tym, jak Fru NIESTETY rozpracowała Kulę - Smakulę, potrzebna była nowa, inteligentna zabawka, łącząca w sobie zabawę i jedzenie. Niestety nie znalazłam metalowych, niezniszczalnych kul, więc tym razem wybór padł na taki gryzak. Między szparki ponapychałam kilka psich chrupków i Fru ma zajęcie aż na 20 minut :D





czwartek, 10 marca 2016

Dlaczego warto trzymać zwierzaki w parach?

   Zacznę od tego - oczywiście, że chodzi mi po głowie drugi pieseł, towarzysz dla Fruzi (duet Furia&Afera) :D Marzy mi się taki troszkę większy pies o mentalności pospolitej krówki, który trochę sprowadzi Fru na posłuszną i ułożoną drogę. Nie mam póki co warunków, ale już sobie obiecałam, że kiedyś drugi pies do nas dołączy :)
   Czemu w ogóle o tym myślę (abstrahując od tego, że jestem okropną psiarą i z pewnością kiedyś skończę jak Violetta Villas...) ? Fru jest typową jedynaczką. Przez dłuższy czas mieszkały z nami szczurki, ale już niestety ich nie ma. Widziałam nie raz, jak nawet ze szczurkami Fru nawiązała relację, bawiła się i je zaczepiała. Na każdym spacerze ciągnie niemiłosiernie do każdego napotkanego zwierza, uwielbia się bawić z innymi psami (nawet tymi duuużo większymi) oraz kocha nad życie kotkę rodziców Ircię (czasami nawet ze wzajemnością :D Fruzia i Ircia). W moim domu zwierząt praktycznie zawsze było więcej - obowiązkowy duet kot i pies, co sprawdzało się świetnie i uważam za doskonałe połączenie, różne charaktery i różne style życia, pełen pakiet futrzastej miłości :)
   Dla mnie argumenty są mniej więcej takie:

1. Kiedy jest w domu więcej zwierzaków (oczywiście takich, co się lubią) to podczas nieobecności właściciela nie jest im nudno. Może to zabrzmieć źle, ale w praktyce jest ważne: jak są dwa zwierzaki to można im poświęcać mniej uwagi a nie są "niedopieszczone".

2. Jest coś niesamowitego w tym, jak zwierzęta nawiązują więzi między sobą. Po śmierci naszej suczki Tosi kotka Ircia wpadła w depresję, zrobiła się apatyczna i nie chciała jeść, siadała na schodach i głośno miauczała, jakby nawoływała. Trwało to ponad miesiąc. Koty mojego chłopaka, Kota i Ryszard czasem co prawda na siebie furczą i się gonią, ale nie dalej jak dzisiaj byłam świadkiem, jak Kota czule wylizywała Rysiowi uszy. A już nie wspomnę o moich szczurkach, które praktycznie zawsze spały wszystkie razem, nawet jak poza snem mocno się przepychały.

3. Może niektórym się wydawać, że więcej zwierząt to więcej  obowiązków...cóż, i tak i nie. Różnica między jednym psem/kotem a dwoma psami/kotami polega głównie na ilości jedzenia, jaką trzeba podać i zużyciu worków na kupy/częstotliwości sprzątania kuwety. I tak trzeba gotować żarcie, i tak trzeba wyjść na siq, i tak trzeba ogarnąć kuwetę, i tak jest wszędzie sierść (na każdych eleganckich spodniach). Tak naprawdę ta różnica sprowadza się do kasy. Zwłaszcza uwzględniając porachunki z weterynarzem.....

4. W przypadku psów - nie trzeba się prosić o towarzystwo, dwa psy wybiegają się same. Jednego psa czasem trudno namówić do zmęczenia się (chyba że kocha aportować, wtedy nie ma problemu).

5. Może to naiwne, ale myślę sobie, że w jakimś sensie dwa futrzaki, na jakiejś płaszczyźnie, zrozumieją się lepiej niż człowiek i futrzak. Prawda jest taka, że nawet najbystrzejszy pies nie zastąpi ludziowi ludzia, więc pewnie to działa w dwie strony ;)

6. Ostatni argument jest trudny. Zwierzaki żyją krótko ale ich śmierć bywa naprawdę bolesna dla opiekunów. Łatwiej sobie z nią poradzić, kiedy dom nie robi się całkiem pusty, kiedy ciągle ktoś tupie pazurkami po parkiecie i obszczekuje ruch na klatce schodowej.

   Mój tato jak zwykle stuka się po głowie, jak mu mówię, że będę miała kiedyś drugiego psa (jak chciałam Fru to też się stukał a teraz to jego ukochana pupilka), ale sami widzicie - jeśli tylko kogoś na to stać, to nie ma co się zastanawiać. 





poniedziałek, 15 lutego 2016

Fru na szlaku

  Walentynkowy wypad na Ślężę przypadł do gustu najbardziej Fruzi. Tyle zapachów, drzew, liści... Fru jest zdecydowanie psem wędrownym. I pewnie podpisze się pod "w górach jest wszystko, co kocham" :)