środa, 29 stycznia 2020

wszystko się zmieniło!!!

Cóż. Minęło ponad pół roku od ostatniego posta. I wszystko się zmieniło.
Jestem astmatykiem, alergikiem (uczulenie na prawie cały panel wziewny z jednym wyjątkiem - sierść psa). Wiele lat temu zaginęła moja ukochana kotka i wtedy się to zaczęło. Alergia była tak silna, że nawet gdy zamieszkała z nami kotka rasy devon reks (jedna z "hipoalergicznych" ras), astma była nasilona. I to mimo tego, że w domu moich rodziców się dużo sprząta a kot nie wchodził do mojego pokoju.... . To było dla mnie bardzo trudne, nawet pomijając napady duszności, częste chorowanie, kiepską kondycję, bo przecież wiązałam ze zwierzętami moje życie - to moja największa pasja. Wtedy jeszcze chciałam być weterynarzem. Astma pokrzyżowała również te plany. Wpłynęła i ukształtowała cale moje życie i lęki, miała wpływ na powracające epizody depresji, kiepską kondycję i tycie oraz co najgorsze - zamknęła przede mną bardzo ważną ścieżkę.
Już prawie rok temu umarła Ircia, kotka devon reks moich rodziców, po ponad 14 latach życia. Nie była mi tak bliska jak inne nasze zwierzaki, bo przecież ciągle musiałam jej unikać, myć ręce i inhalować się prawie na sam jej widok. W lipcu moi rodzice przygarnęli dwa kociaki z Ekostraży a ja ...przepadłam. Pomimo wielu obaw, po prostu łykałam tabletki i spędzałam z nimi cały mój czas. Nawet na te maluchy reagowałam dość silnie. Trochę się bałam, jak to będzie... jak będę odwiedzać moich rodziców, kiedy będą mieli dwa normalne (a nie jakieś tam łyse) koty. Ale w sumie nie było tak źle. Tabletka, inhalator i jakoś to leciało.
We wrześniu pod wpływem impulsu, będąc na wieczornym dyżurze w Ekostraży, zabrałam do domu dwa malutkie kociaki, wyglądające jak puchate pomponiki. Myślałam wtedy, że nie mogę ich zostawić w lokalu, bo nie dadzą rady - potrzebują jeszcze mleka, ciepła, czystego kocyka... . Plan był taki, wezmę na dwa dni i na pewno ktoś inny w międzyczasie się znajdzie i się nimi zaopiekuje a ja te dwa dni na tabletkach wytrzymam. Tylko że...nie potrzebowałam tabletek. Kocięta były malutkie, miały może z półtora miesiąca. Nie uczulały tak silnie...więc zostały do czasu aż znalazły swój własny dom. Zresztą, chociaż mamy kontakt do dziś i Pipi i Lucuś znaleźli wspólny, wspaniały dom, ja ich oddanie okupiłam bardzo ciężko. Byli najlepsi na świecie. Pierwszy raz od dawna poczułam taką harmonię w życiu. Ich obecność naprawdę zmieniła wszystko i w dodatku, mój organizm zaczął walczyć. Alergia była niezauważalna. Wiedziałam, że nie mogę ich zostawić, bo bądź co bądź wyrosną z nich dwa dorodne kocury a ja dopiero zaczęłam odkrywać swój głęboki oddech w obecności kota.
Po oddania Pipiego i Lucusia już na drugi dzień wzięliśmy kolejnego kociaka na tymczas. Gimi trafił do nas jako dwumiesięczny kociak z połamaną łapką. Kilka tygodni spędził w inkubatorze walcząc o życie. Na początku był nieufny i ..prawdę mówiąc, dosyć brzydki. Brudny, wygolona łapka, wyłysiały pyszczek, różowy nos i dziwny kształt głowy. Syczał na Fru, gryzł po rękach...w niczym nie przypominał Pipi i Lucka, był "gorszy" pod każdym względem. A tak przynajmniej myślałam, skrycie, bo oczywiście było mi strasznie wstyd i żal, że w ogóle mam takie myśli o tym małym nieszczęśliwym kociaku (osoba, która go przywiozła do Ekostraży widziała, jak ktoś rzucił nim o ulicę). Ale czas płynął, Gimi się zaczął zmieniać, zaufał nam, oswoił się z Fru, przestał gryźć, na przywitanie robił "noski, noski" :), spał z nami na kanapie i wtulał się w nas przy ogladaniu Netflixa. Oczywiście nie miał zostać. Już nawet ułożyłam treść ogłoszenia o Gimim, jeszcze tylko szczepienie i wio, niech idzie do swojego *domu*. Tylko że został. I zostanie na zawsze :) Moja alergia za to gdzieś sobie poszła. Mam nadzieję, że też na zawsze. To nie tak, że nie mam żadnych objawów, bo mam, przy kilku kotach mam całkiem normalne objawy alergii i astmy, chociaż nieporównywalnie słabsze niż kiedyś. Ale w naszym domu, gdzie mieszka Gimi, właściwie nic mi się nie dzieje. To wciąż kociak, ma teraz gdzieś z 4,5 miesiąca, ale wierzę, że mój organizm przyzwyczaja się do niego i przystosuje się do dorosłego kocura Gimiego także. Więc MAM KOTA!

A tak oficjalnie, na piśmie, to nawet trzy :) A w sercu mam pięć. Przedstawiam Wam moje kociaki :)
Tula i Szyszka (od lipca do teraz) - kotki moich rodziców:












Pipi i Lucek, a właściwie Puszek i Okruszek - kociaki z Ekostraży, które były u mnie na tymczasie:

























A na koniec nasze Gimiątko - Gnomiątko, o nim będzie więcej w osobnym poście :)


Najlepszy dowód na to, że pięć burych kotów może zmienić życie!

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Zabawki na inteligencję

Lubię kupować tzw. zabawki na inteligencję, pobudzające kreatywność. Oczywiście większość z nich opiera się na smakołykach - na Fru to rzeczywiście działa najlepiej 😁

Poniżej filmik z dwiema zabawkami z Trixie - seria Dog Activity. Fru rozpracowanie zabawek zajęło jakieś 3 minuty a teraz nimi tłucze, jak ma ochotę na smakołyki... Gdy pierwszy raz pociągnęła zębami za sznurek od szufladki to się wzruszyłam z dumy. Także tego, polecam 😂


Mały letni update ;)












piątek, 5 kwietnia 2019

Ekostraż

Zostałam wreszcie wolontariuszem w Ekostraży. Długo się bałam i nie do końca wiedziałam czemu - teraz już wiem. Najchętniej adoptowałabym wszystkie psy... . Ciężko mi się powstrzymać.
Uwielbiam dyżury w Ekostraży. Czyszczenie boksów i zbieranie kup to naprawdę nie jest taka straszna rzecz. Kontakt ze zwierzętami wynagradza wszystko. Czuję, że to jest TO w moim życiu. Chciałabym pracować i zarabiać w ten sposób. Ale na razie realizuję się tu i jest super :) Mam nadzieję, że Fru mi wybacza to spędzanie czasu z innymi psami :D

A tu mój jeden z ulubionych (choć chyba wszystkie psy są moje ulubione... ) Draco, który szuka domu. 7 lat na półtorametrowym łańcuchu go nie zniszczyło - wspaniały charakter, żywioł i słodziak w jednym. Cudowny pies :) ..i jest do wzięcia ;)




Trochę Fruzi

Dawno nic nie wrzucałam, więc trochę zaległych zdjęć Fruzieńki.