poniedziałek, 30 maja 2016

Balkonowe znajomości

Widzicie kotka? :)
Fru uwielbia spędzać czas na balkonie. Lubi się wylegiwać w plamach słońca, prowadzi też "monitoring osiedlowy". Ostatnio nawiązała znajomość z kotem sąsiadów. Póki co wygląda, że rozumieją się bez słów :)

wtorek, 10 maja 2016

Półtora roku.

   Z tyłu mojej głowy już od jakiegoś czasu tkwi pewna sprawa, która nie daje mi spokoju. Otóż półtora roku temu natrafiłam na coś, co wydawało mi się głupie, ale okazało się, że działa. Ale zacznę od początku....

   Po skończeniu studiów dorwała mnie całkiem spora chandra, która przekształciła się w konkretną depresję. Nie chodziło o skończeniu studiów, bo oczywiście to było niezwykle przeze mnie wyczekiwane i kosztowało mnie wiele trudu - napisanie magisterki chociażby. Kto mnie zna, ten wie, że moja magisterka do łatwych nie należała - mający-wszystko-w-dupie promotor, złośliwy doktorant i kompletny brak motywacji. Ale do rzeczy - koniec studiów okazał się brutalny nie tylko dlatego, że nie przyniósł żadnej satysfakcji (nastrój jest niezależny od tego, czy masz mgr przed nazwiskiem, czy nie), ale też dlatego, że postawił mnie przed wieloma wyborami i sytuacjami, na które nie byłam gotowa, jak np. znalezienie pracy. Było naprawdę ciężko. Zupełnie nie potrafiłam się w tym odnaleźć. A pragnę zaznaczyć, że to nie był mój jedyny poważny problem.
Każdego dnia patrząc w lustro widziałam marną osobę, która wciąż jest na garnuszku rodziców i nie potrafi sobie znaleźć pracy. 25 lat na karku i trociny w głowie. Nawet nie potrafię opisać tego, jak bardzo czułam się pasożytem i wyrzutkiem społeczeństwa. A niezależność i samodzielność była moim największym marzeniem, odkąd pamiętam. Moi znajomi zaczęli robić doktoraty albo pojechali na zagraniczne staże. Inni pobrali śluby, porodzili dzieci, pokupowali mieszkania lub przynajmniej powyjeżdżali w swoją "podróż życia". Presja społeczna ..to suka, uwierzcie mi.
   Moja przyjaciółka Mrauta, w ramach oderwania mnie od mojej szarej codzienności, zaprosiła mnie do Luksemburga, gdzie mieszkała już od jakiegoś czasu. Tam, razem ze swoją mamą, pracowały nad moją okaleczoną samooceną - czy to odnośnie wyglądu, czy intelektu. Każdego dnia przemycały jakieś nauki, sposoby radzenia sobie i metody ogarniania życia - mniej lub bardziej trafne. Pod koniec wyjazdu pokazały mi film "Sekret" a także - zmusiły do przeczytania książki.

   Ja jestem naiwna, wierzę w potwory spod łóżka, magię i prawdziwą miłość. O moich dziwactwach napiszę może jednak innym razem. Lecz nawet moja naiwna podświadomość buntowała się. Film "Sekret" jest zrobiony w niezwykle irytujący sposób, ludzie tam gadają, jakby się czegoś nawąchali a główny przekaz wydaje się być z d... wzięty. Swoją podniosłą formą film mnie odrzucił. Ale Mrauta powiedziała "co Ci szkodzi? spróbuj!" no i sama zaczęła próbować. Dla jasności - chociaż nie chcę tu spoilować, film ten dotyczy "prawa przyciągania" a główną jego ideą i proponowanym praktycznym zastosowaniem było wykonanie "tablicy wizualizacji", do czego zostałam zmuszona przez Mrautę. No więc na kartce z papeterii z motywami Disneya (lubimy te klimaty, o tym też napiszę innym razem) wypisałam kilka propozycji pt. "czego chcę" i nawet opatrzyłam małymi ilustracjami. Kartkę tę, raczej ze względów sentymentalnych, zachowałam i z racji bałaganu na stole - dość często miałam w rękach... A teraz, półtora roku później, nie mogę się nadziwić. Przypomina mi się cytat z "Alchemika" Paulo Coelho (chociaż o ile dobrze pamiętam - pojawia się on też w innych jego książkach): "Kiedy się cze­goś prag­nie, wte­dy cały wszechświat sprzy­sięga się, byśmy mog­li spełnić nasze marze­nie". I mnie oświeciło - czy to nie jest przypadkiem trochę mniej "amerikancka" wersja prawa przyciągania? Zaproponowana w sposób bardziej przyziemny i prosty, opierający się na wierze i pokorze? Tak czy siak jeszcze raz spojrzałam na moją "tablicę wizualizacji" i krótkie podsumowanie otwiera mi oczy ze zdziwienia. Mam Fruzię :) Mam super pracę, w której czuję się dobrze i swobodnie. Wkraczam na drogę niezależności. Biegam. Nie mam jeszcze szczupłej i sportowej sylwetki, ale...heloł! Jestem astmatykiem i leniuszkiem a biegam! Nie wiem, czy można określić mnie mianem osoby przebojowej, ale sobie radzę! Poznaję ludzi, korzystam z nadarzających się możliwości i jestem o wiele dalej w moim życiu, niż kiedykolwiek byłam....
   To nie tak, że wszystko się już spełniło...oj nie. Ale przecież na wszystko jest pora...u mnie zaczęło się dosyć szybko a po półtora roku zmieniło się wszystko, każdy aspekt życia przynajmniej trochę. Tego się nie zauważa, dopóki coś nam nie przypomni, gdzie byliśmy wtedy...te półtora roku temu. A co to jest to półtora roku? ;)


Post bez Fruzi, to nie post :P Także tego.