niedziela, 21 maja 2017

Miła codzienność

    Chyba życie powolutku wraca nam do normy :) Czasem mam więcej obowiązków a czasem mniej, ale wciąż każdego dnia znajduję przynajmniej tyle czasu, żeby zrobić z Fru jeden "porządny spacer", tzn. taki, gdzie możemy sobie więcej połazić niż na zwykłym "siq", trochę pobiegać, nawet próbować aportować piłkę albo po prostu skrzyknąć psią ekipę i się "socjalizować". Fruzia już radośnie siada i podaje obie łapki na komendę i chodzi wzorcowo przy nodze :) Nawet na megazatłoczonym Rynku we Wrocławiu. Jestem z niej niesamowicie zadowolona, takie wspólne spacery naprawdę relaksują. Duża w tym zasługa Cesara Millana i jego porad. Nie mam takiej intuicji jak on i nie z każdym problemem sobie radzę, ale Fru jest zdecydowanie bardziej zrównoważona i na spacerach coraz lepiej reaguje na inne psy też. Nie ciągnie, nie warczy, tylko zwyczajnie - wyraża zainteresowanie.
    Z perspektywy minionych dwóch tygodni (a właściwie to już trzech!!!) mogę śmiało powiedzieć, że zrezygnowanie z pracy było dobrym wyborem. Nie chodzi tylko o Fru i jakiekolwiek życie poza pracą, ale mogę też porządniej zająć się moim doktoratem i przestać martwić się tym, że ciągle jestem do tyłu.... ze wszystkim. No i naprawdę mogę cieszyć się wiosną!
    Mam też sporo czasu dla siebie, dlatego w promocji na GOGu kupiłam sobie super grę Spore i stworzyłam najbardziej ekspansywny gatunek na świecie :D Dużo frajdy. Jestem już na etapie podboju kosmosu, świetna gra! Zapomniałam już, jak wiele fajnych rozrywek można sobie znaleźć.
    Odczuwam lekki dyskomfort jednak, gdy myślę, że trochę nie nadaję się do życia w miejskiej dżungli. Pośpiech, dużo obowiązków... strasznie mnie to wykończyło. Chciałam być taka niezależna i samodzielna i radzić sobie ze wszystkim... może nawet trochę wszystkim pokazać, że jestem taka silna... a tu się okazuje, że ja muszę sobie żyć powolutku, dużo obcować z naturą i zwierzętami a zdecydowanie mniej z ludźmi i jestem w dodatku bardzo podatna na stres. Jakaś moja wewnętrzna (choć niekoniecznie zdrowa....) ambicja umarła tragicznie. Ale gdy czuję taki spokój i ... no chyba szczęście, choć sama w to nie wierzę, to nawet w obliczu tego, że prawdopodobnie nigdy nie zostanę milionerką i żaden ze mnie rekin biznesu, jest mi dużo lepiej i chyba mogę na to przystać póki co. I chyba też już nie chcę nikomu udowadniać, że jestem bardziej pracowita niż jestem. Albo silniejsza. Albo ambitniejsza. Albo bystrzejsza. Mogę sobie być spoko Karoliną, która nie ma wygórowanych ambicji ale za to prowadzi miłe życie i cieszy się każdym zwykłym dniem, spacerami ze swoim psem i "graniem w gry". A jak tak myślę, to tego jest dużo więcej. Udało mi się zorganizować jednodniowy wypad do Szwajcarii Saksońskiej - przełamać strach... duuużo strachów, znowu sama sobie gotuję a nie sępię na innych (na Tomku) ani nie żywię się na mieście w pośpiechu, jestem spokojniejsza i mam czas, żeby sobie poukładać "moje sprawy", mam czas, żeby się zapisać do lekarza i wreszcie coś zrobić z chronicznym zapaleniem zatok (nawrót co 2 tygodnie!).... A ile planów! Aż się trochę nie mogę doczekać :)
    A poniżej nasz dzisiejszy leniwy dzień w słońcu na trawie. Ganiałyśmy muchy i motyle a Fru zjadła patyk.






poniedziałek, 8 maja 2017

Wreszcie!





  
    No i znowu mieszkamy sobie z Fruhą razem :) Jak przyjemnie, gdy dom jest wypełniony stukotem pazurków na parkiecie i warkotem w odpowiedzi na ruch na klatce. I znowu mam całą szafkę psich smakołyków! Jest pięknie :)